Moskwa mogła wysadzić w Karabachu potężną grupę interwencyjną i pod groźbą użycia siły wojskowej zażądać wycofania z NKR wszelkich sił zbrojnych, rozbroić ludność do ostatniego noża myśliwskiego:

 

"chcecie, żebyśmy odeszli? Dogadajcie się! Nie zgadzacie się – nie odchodzimy! Nie potrzebujemy bałaganu i wojny na naszych granicach. A udziału w niej stron trzecich - tym bardziej!"

 

O wielkim rosyjskim zwycięstwie w Karabachu,

wyglądającym na  klęskę

 

Jeśli zdecydujesz się wtargnąć w konflikt dwóch stron, to jedynym kryterium zdolności twojej dyplomacji będzie respektowanie interesów obu stron. Tylko takie stanowisko pozostawia ci możliwość osiągnięcia ugody korzystnej przede wszystkim dla ciebie.

Miesiąc temu było to nadal możliwe. A teraz ta sama decyzja okazała się porażką, ponieważ doprowadziła do uznania klęski jednej ze stron – Armenii.

Łyżka ma wspaniałą właściwość – zawsze jest dobra przy obiedzie - ale nie po .

Armenia już oficjalnie przegrała wojnę w kontekście wkroczenia rosyjskich sił pokojowych. Fakt ten jest uznany przez wszystkich, przede wszystkim przez samą Armenię.


Teraz wyobraźmy sobie ormiańskie uczucia. Wyraża je jedno zdanie: Rosja nas zdradziła

Chociaż Rosja, ściśle mówiąc, nie zdradziła Armenii. Karabach jest strefą kontrowersyjną, uważają ją za swoją, obie strony konfliktu. Region ten został po prostu siłą wyrwany przez Armenię podczas wydarzeń sprzed 30 lat.

Ale te rozważania nie wpływają na nastrój ormiańskich umysłów. Uważają Karabach za swój dokładnie tak, jak my uważamy za swój ukraiński Donbas.

Idźmy dalej. Na miejscu Armenii obrażony poczułby się każdy kraj, nawet nie obciążony nieposkromionym kaukaskim temperamentem. Serbowie, którzy stracili Kosowo podczas wojny jugosłowiańskiej, nie czuli się lepiej. Ale Ormianie, jak każdy mieszkaniec Kaukazu, nadali wydarzeniom jeszcze bardziej tragiczny charakter. Gorąca krew robi swoje.

Ponadto zwycięstwo Azerbejdżanu nie jest całkowicie uczciwe, jeśli można tak powiedzieć. Zostało ono osiągnięte przy bezpośrednim udziale i wsparciu najgorszych wrogów Ormian -Turków. Dlatego rosyjskie rozwiązanie problemu wygląda jak udział Rosji w wojnie po stronie Azerbejdżanu i Turcji.

Dlatego nigdy nie zdołasz przekonać Erewań o naszym otwartym umyśle i neutralności. Dla Armenii Rosja stała się wrogiem.


Sytuacyjny idiotyzm jest taki, że i Azerbejdżan nie stał się  również- w rezultacie -przyjacielem Rosji.


Konflikt ten mocno przywiązał Baku do Ankary, a przebiegły, ambitny i zręczny polityk Erdogan nie wypuści już Azerbejdżanu ze strefy swoich interesów. On nie wygląda na altruistę. I na darmo nigdy nie będzie poświęcał swoich ludzi i milionów.

Dalsze wzmocnienie sojuszu z Turcją dla Azerbejdżanu to tylko kwestia czasu. A udział Rosji w sprawach zakaukaskich będzie stopniowo zmniejszał się. Ani Baku, ani Ankara tego nie ukrywają. Oświadczenia Alijewa i Erdogana nie pozostawiają żadnych wątpliwości w tej sprawie.

Dlatego pierwszym rezultatem tej operacji Rosji jest to, że na Zakaukaziu nie mamy już zaplecza. Straciliśmy je. Los bazy w Giumri jest nie do pozazdroszczenia.


A teraz porozmawiajmy o dalszym rozwoju sytuacji, całkiem możliwym w tych warunkach, a nawet więcej, -jedynym możliwym.

Spójrzcie na mapę Armenii. Jej sąsiadami są Gruzja od północy, Azerbejdżan od wschodu, Turcja i Iran od południa. Wszyscy! Przez wieki Armenia, otoczona wrogami, zwłaszcza Turcję, była zmuszona oprzeć się na Rosji jako jedynym niezawodnym sojuszniku w regionie. W ZSRR zadanie zostało całkowicie rozwiązane, ponieważ kraj był zjednoczony i nie istniały granice. Ponadto zarówno Turcja, Iran, jak i USA zachowywały się znacznie ostrożniej.

Takie same nadzieje Armenia wiązała z Rosja i po rozpadzie ZSRR. Stąd baza wojskowa w Giumri.

Ale dzisiaj nie jesteśmy już traktowani jako wiarygodni sojusznicy. Jesteśmy zdrajcami w rozumieniu ormiańskim. I nie oszukujmy się! Armenia to nie Babajan ani Simonian. Armenia To Paszynian. I ci zdesperowani ludzie, którzy dziś domagają się jego rezygnacji.

Oznacza to, że zarówno Paszynian, jego zwolennicy, jak i jego przeciwnicy, równym stopniu, nie są przyjaciółmi Rosji.

Armenia z naszą pomocą przegrała wojnę i udokumentowała to podpisaniem porozumień pokojowych. Armenia jest znieważona i bezbronna. Armenia jest oburzona i czysto po kaukasku pragnie zemsty. Wobec wszystkich! A wokół Armenii są wszystcy dotychczasowi wrogowie plus Rosja, która również, nie jest już, przyjacielem.

Postawcie się w sytuacji Ormian. Postawcie się w położeniu Paszyniana. Co robić? Nie ma innego wyjścia, jak tylko rzucić się w ramiona innego sojusznika. Alternatywnego dla wszystkich obecnych uczestników konfliktu. A kim jest ten "alternatywny sojusznik"? Tak, oto on: Stany Zjednoczone Ameryki.

Dlatego nie przypadkiem, Paszynian był jednym z pierwszych, jeśli nie pierwszym, który pogratulował zwycięstwa Joe Biden'owi.


Podobno dojście Paszyniana do władzy było wynikiem wpływów Sorosa. Jeśli tak, gratulacje Paszyniana nabierają innego znaczenia: zwraca się zatem bezpośrednio do swojego szefa, ponieważ droga od Bidena do Sorosa jest bardzo krótka.

Obecność amerykańskich interesów w Armenii jest praktycznie faktem dokonanym. Co najmniej, w postaci stale działających doradców i misji wojskowo-dyplomatycznych. Jako maksimum - w postaci pełnoprawnej bazy wojskowej po wydaleniu stamtąd rosyjskiej.

To po pierwsze, pomoże Paszynianowi utrzymać władzę i uspokoić wzburzoną opinię publiczną w swoim kraju. Po drugie, USA marzą o takiej możliwości w obliczu ostrych tarć z Rosją, Turcją i Iranem. A Armenia jest po prostu idealnym miejscem do monitorowania sytuacji w tym regionie. To idealny poligon, przyczółek do ewentualnej interwencji wojskowej.

Jednocześnie Turcja, jak już wspomniano, wzmocni pozycję w Azerbejdżanie i właśnie tym -poczuciem wiarygodnego tureckiego zaplecza, tłumaczy się dość bezczelne zachowanie azerskich oficieli. Oni dokonali wyboru. A Rosja, już im nie bardzo, potrzebna.

W tych warunkach możemy mówić o rozpoczętej zmianie sytuacji geopolitycznej w regionie. Rosyjskie wpływy zostaną zastąpione przez amerykańskie i tureckie. Te dwa mocarstwa zaczną dzielić między siebie postsowiecką przestrzeń geopolityczną.

Ale nam tego nie tolerować, prawda? - Ależ przecie wszystko, co możliwe, już straciliśmy. Sprzedając. Darując lub korzystnie zamieniając na "Turecki strumień". Dlatego, biorąc pod uwagę utraconą Gruzję i silną obecność turecką w tej republice, mamy prawo powiedzieć:

- Stało się! Hurra! W końcu pozbyliśmy się całego Kaukazu.

Politycy nie trwają wiecznie. Przychodzą i odchodzą. Ale polityka pozostaje.

Biden odejdzie, Erdogan odejdzie, Paszynian odejdzie, Alijew odejdzie. Ale ktokolwiek ich zastąpi, nigdy nie zrezygnuje z dziedzictwa zdobytego przez przodków.

A jeśli Amerykanie przyjdą do Armenii, a Turcy do Azerbejdżanu – pozostaną tam bardzo długo. W końcu obaj - to NATO. Więc co mają dzielić, prawda - uzgodnią między sobą.

Ktokolwiek zmieni tych polityków, można śmiało przyjąć, że wielkiego mistrza zawiłych wielochodówek u nich nie będzie. Nie głupcy! Nie pozwolą.

A my jeszcze przez długi czas będziemy rozplątywać politykę naszych dni i razem przeklinać przeklętych yankesów i zakaukaskich rusofobów.

No bo co jeszcze możemy zrobić?


Komu ucięto głowę, nie czas żałować utraconych włosów.

       
   

Źródło: https://publizist.ru/blogs/111926/37530/-

Tytuł: “O великой российской победе в Карабахе,

ужасно  похожей  на   поражение”

opublikował: Ехидный Douglas - autor nie wykazany.

15 listopada 2020

 

wybór, tłumaczenie i opracowanie:bezmetki
Rozpowszechnianie zawartości przetłumaczonych
materiałów: zezwalam wyłącznie na darmowych

platformach elektronicznych, ze wskazaniem adresu

tekstu źródłowego   i  pseudonimu  autora   tłumaczenia.